Espen J. Aarseth

Cybertekst: Perspektywy literatury ergodycznej

Wstęp: Literatura ergodyczna

W trakcie mojej naukowej, cybertekstualnej kampanii dość szybko zrozumiałem, że potencjalnym żródłem zamieszania była stosowana przeze mnie terminologia. Szczególnie problematyczne było słowo „nieliniowy”. Dla niektórych było to zwykłe literackie pojęcie używane do opisu takiego rodzaju opowiadania, w którym nie występuje lub ulega zakłóceniu prosty przebieg zdarzeń składających się na opowiadaną historię, dla innych, paradoksalnie, termin "nieliniowy" nie jest w stanie opisać moich przykładów, gdyż czytanie zawsze musi mieć charakter sekwencyjny, słowo po słowie.

Aporia ta nigdy nie przestała mnie intrygować. Tkwił w tym najwyraźniej jakis epistemologiczny konflikt. Część problemu łatwo jest rozwiązać: hiperteksty, gry przygodowe itd. nie są tekstami w tym rozumieniu, co tekst zwykłego literackiego dzieła. A zatem w jaki sposób są one tekstami? Otóż wytwarzają one werbalne struktury w celu estetycznym. To czyni je podobnymi do innych literackich zjawisk. Ale są one również czymś więcej i to jest ten dodatkowy parawerbalny wymiar, który tak trudno uchwycić. Cybertekst jest maszyną do wytwarzania wielotorowych wypowiedzeń. Ponieważ teoretycy literatury wyspecjalizowali się w odkrywaniu literackiej wieloznaczności w tekstach linearnych, najzwyczajniej w świecie mylą teksty o wielotorowej ekspresji, z tekstami wieloznacznymi. Kiedy mają do czynienia z rozgałęziającym się tekstem, takim jak hipertekst, twierdzą, że każdy tekst wytwarzany jest w trakcie lektury jako sekwencja linearna, a zatem gdzie mój problem?

Problem leżał w tym, że podczas gdy oni skupiali się na tym, co było czytane, ja skupiałem się na tym, skąd to jest czytane. W lineranym tekście rozróżnienie to jest niepozorne, gdy czytamy z „Wojny i pokoju”, wierzymy, że czytamy „Wojnę i pokój”. W dramacie, relacja między sztuką a jej (różnorakim) wykonaniem jest hierarchiczna i jasno sprecyzowana; rozróżnienie dwóch poziomów jest czynnością trywialną. Jednakże w cybertekście podział ten jest cenny - i raczej różny: gdy czytamy z cybertekstu, stale przypomina się nam o niedostępnych strategiach, ścieżkach, którymi nie podążyłiśmy i głosach, których nie usłyszeliśmy. Każda decyzja czyni którąś z parti tekstu mniej, a inną bardziej dostępną i być może nigdy nie poznamy wszystkich następstw swoich wyborów; gdyż sa one dokładnie tym, co pominęliśmy. Tu właśnie widać zasadniczą różnicę między cybertekstem a wieloznacznością linearnego tekstu. Ów brak dostępu, co należy podkreślić, nie jest niejednoznacznością, lecz raczej nieobecnością możliwości - aporią.

Zatem dlaczego tak trudno jest to zauwazyć? Dlaczego wielorakość wypowiedzeń nieliniowego tekstu jest tak często mylona z semantyczną wieloznacznością tekstu linearnego? Odpowiedź, albo co najmniej jedną z odpowiedzi, można znaleźć w pewnym retorycznym modelu używanym w teorii literackiej. Mam tu na myśli pomysł narracyjnego tekstu jako labiryntu, gry, albo wymyślonego świata, w którym czytelnik może poruszać się dowolnie, gubić się, odkrywać tajne ścieżki, grać, iść w zgodzie z regułami i tak dalej.

Problem z tymi potężnymi metaforami polega na tym, że bywa iż zaczynają oddziaływać na perspektywę badawczą i sądy krytyków, umożliwiając systematyczne wprowadzenie w błąd relacji między tekstem opowiadania i czytelnikiem; fałszywe rozumowanie przestrzenno-dynamiczne, gdzie opowiadanie nie jest widziane jako prezentacja świata ale raczej jako świat sam w sobie. Inaczej mówiąc, istnieje pewine zwarcie pomiędzy znaczącym a znaczonym, zawieszenie différance, które projektuje ponad tekstem pewien obiektywny porządek, metafizyczną w gruncie rzeczy strukturę, i to ona generuje tekstowy znak jak i nasze jego zrozumienie, a nie na odwrót.