tylko opis. od środka. popielenia oka
wewnętrznej strony. bo mąci tam czerwień,
prawie brąz żyłek wokół, drucików – nie stary
blask. to punkt wyjścia. dalej mam nim grać? to konstruuję
plansze perspektyw, pełne pomocniczych

linii. tę coraz gęstszą, lepką siatkę tła.
rozbieg, sztuczne rozpędy. ano właśnie. taki
ja teraz zatrzymany, że trzeba rusztowań,
a z nich dopiero skosu jak zjeżdżalni. miałaś
za oknem te pająki metalowych rurek.

pustych, jeśli nie liczyć tego, co się skrapla,
umyka w omówienia. ten szkic gubi nazwy,
ja gubię nazwy osobno. bo teraz
tylko symetrii wierzę. zawartość spuszczona
jak woda ze starego akwarium. dopełnia