pewnie, że paralogia. a to jak paralotnia,
a to w tym samym czasie oplątuje i wznosi.

słyszałem kiedyś historię z tym rekwizytem:
stoimy
na dachu błękitnego wieżowca (taka praca)

aż biegnie: marynarka, plecaczek, telefon
przy uchu. za nim czarna, pod światło, ochrona.

tuż przy krawędzi wrzeszczy w komórkę i skacze.
tu cisza, że normalnie wykropkować. aż

w krzyk ochroniarze o nas. my o ichniej
robocie oraz matkach. w końcu razem

patrzymy: niżej otwierają się
zwoje mózgowe pofałdowanej czaszy.