pieśń enta. dno
jeszcze nikomu takiej pieśni. żeby już także nikomu. kiedyś szedłby tu szyfr. na trzeszczeniu podłóg tajnego nadajnika , kryty ogniem w nadętych lampach, krzykiem cyny (cinis) roztapianych połączeń. tak, rwałyby się, zostałbym sam, lecz inaczej: na grzbiecie stojącej na baczność fali. cała czarna woda stężałaby w powierzchnię nośną. w magnetyczne, ukośne lodowisko pełne ślepych śladów (jak w starych kineskopach, z katheriną witt) i nie grzęzłaby w płucach, w kaszlu. a tak płynie |