ubrania rozrzucone na podłodze
jak dachy przedmieść jarosławia. tu
też nie zapuszczę fundamentów, skoro
zabudowuje moje wnętrze wrzask

a gorzkie w ustach to farba drukarska
na jego przezroczystych wizytówkach.
znaki wodne, firmowe, pewne jak kolejny
wiersz kolejowy: stukot, tasowanie

sosnowych lasów, wahadełko rytmu,
autohipnoza, znieczulenie zanim
znów tam pojadę. przedtem w oknie, sam:
noc przeciw stanom zjednoczonym światła,

świat, bo nie świeci. więc robię kolejny
pokój przedziałem, z którego wychodzę
na dwór, na dworce mroku. chociaż jeśli
mam być miejscem, gdzie stoję, wolę jednak tu,