pieśń pierwsza. tło

telewizja kłamała: kamera pod kątem
czterdziestu pięciu stopni, lodowisko w skos,
a tancerze pod górę, po napiętej tafli,
w szpitalnym świetle jupiterów. cięli
lód na matowe zmarszczki skalpelami jazdy
figurowej. darujmy sobie chirurgię plastyczną,
silikon i korekcje. niech właśnie ten obraz
wygra w castingu na najstarsze kino.

seans otwiera się jak olimpiada
w Calgary: serią błysków z ruchomej choinki
trybun. bo więcej nie pamiętam. zapis
aktu zapisu. a więc środki, materiały
szpiegowskie. najważniejsza była biała kreska
na wznak na środku ekranu: niezdrowy,
jodowy kolor. potem przebijał spod spodu
jak starta stal ze śladów łyżew. głos

włączał się pierwszy. spiker zagdakiwał ciemną
wizję, nazywał skoki, odejmował punkty.
cichł też ostatni. tutaj jest inaczej:
pogłos, powidok. odwrotne kolory,
dźwięki na wstecznym. jaka szkoda, że
nie dysponują państwo dwubarwnym odbiorem,
który by to oczyścił.
peeling? proszę, złuszczam

gęsie skórki z ekranu, ...