Andrzej Pająk

Czy hiperfikcje to fikcja?

O polskiej powieści hipertekstowej

Hiperfikcja to fikcja?

Pokazane prace wraz z przywołaniem kilku anglojęzycznych wzorców pokazują, że o braku fikcji nie może być mowy. Co najwyżej można mówić o małej popularności tego typu powieści. Z drugiej strony przedsięwzięcia takie jak Eletronic Literature Collection, będące zbiorem darmowo dostępnych hiperfikcji dobrze wróżą na przyszłość temu młodego gatunkowi.

Jeśli zaś chodzi o przyczyny jałowego [16] stanu polskich HF, jest ich najprawdopodobniej kilka [17]. Pierwszą barierą jest problem braku kontaktów, jakie np. były naturalne dla przedstawicieli przywoływanej już Awangardy. Wiadomo, że żyjemy w innych czasach, ale w dobie poczty elektronicznej powinno być jeszcze prościej. Tyle tylko, że tutaj z kolei pojawić się może bariera językowa, choć ta wydaje się stawać ostatnio coraz mniejsza.

Kolejna przyczyna to brak wśród potencjalnych autorów świadomości hipertekstowego medium, zarówno pod względem znajomości jego możliwości, jak i też fizycznej znajomości narzędzi, pozwala-jących okiełznać to XXI-wieczne techne. W przypadku twórców anglojęzycznych hiperfikcji, zwłaszcza jej pisarze i teoretycy łączą w jednej osobie posiadaczy stopni naukowych z literatury i informatyków. To oczywiście stan idealny, ale mający swoje odbicie w programach uniwersyteckich. Zachodnie uczelnie na kierunkach humanistycznych, a szczególnie wydziałach historii literatur, oferują zajęcie poświęcone hipertekstom, często również połączone z warsztatami pisania HF. Oferuje to automa-tycznie studentom dostęp do oprogramowania Storyspace, które kosztuje 299 dolarów, co w polskich warunkach jest bardzo wysoką ceną, zwłaszcza za tak wyspecjalizowane oprogramowanie.

Oczywiście, możliwe są scenariusze wspólnej pracy, jak to miało miejsce chociażby w przywoływanym już przypadku Przybosia. Ale wciąż: autor musi znad poetykę nowego gatunku, jego wymagania, puapki, a żeby tę znajomośd posiąść trzeba lektury i innych utworów, i też dorobku teoretyków, a tu znów wracamy do bariery jaką może być język. Do tego dochodzą problemy natury ogólnej, które nie tylko w Polsce wydają się przeszkadzać hiperfikcjom.

Tym, co charakteryzuje HF jest interfejs. Teksty czytać możemy jedynie na ekranie, jest to poważna niedogodność, do problemów dochodzi jeszcze „gubienie się” czytelnika w sposobie nawigacji po hiperfikcjach. Przeprowadzone badania przez duet Rebeca L. Kapler – Teresa Dobson, a także wska-zywane przez Moulthropa (Moulthrop, Reading from the Map: Metonymy and Metaphor in Fiction of Forking Paths 1991) pokazują, że czytanie afternoon, a story czy Patchwork Girl (Luce-Kapler i Dobson 2005) sprawiało studentom problemy. Podobnie było z pisaniem HF. Jak widać, nawet i tam gdzie hiperfikcje powstają znacznie częściej, dostrzega się (otóż to!) potrzebę rewizji istniejącego stanu rzeczy. Generalnie wydaje się, że HF musi oferować coś, co wciągnie czytelnika nawet nie do lektury, ale do gry, w której lektura jest jedną z przyjemności (vide Calfia).

Tak jest również z Końcem świata... Jeżeli tylko uda się złapać Nowakowskiemu czytelnika to lektura staje się przygodą, poszukiwaniem przygotowanych przez autora smaczków, ale też i odkrywaniem tkwiącej pod powierzchnią tekstów i obrazów mapy struktury, powiązań. Tekst twórcy Ogona słonia pokazuje, że nawet skomplikowana HF może wciągnąć oraz, że wyzwaniem dla czytelnika może być nie tylko tekst, a próba zobaczenia zarysowywanej przez niego przestrzeni.

Jeśli hiperfikcje nie będą działać w ten sposób to ich pisanie, jak to miało miejsce w przypadku Awan-gardy Krakowskiej, „dla dwunastu”, to co najwyżej próby sprawdzania, możliwości medium, niszowy eksperyment. Bardzo celnie przepis na wciągającą hiperfikcję podał Piotr Czerski, który siebie sam określa jako informatyka i humanistycznego barbarzyńcę:

Lektura tekstu wymaga wysiłku, akt czytania to wysiłek kojarzenia, za podjęcie wysiłku oczekuje się nagrody. Nagrody w postaci idei, w postaci informacji zmechaconej, okrytej obudzonymi w mózgu skojarzeniami. Rozbijanie tekstu na coraz mniejsze leksje prowadzi do dezorientacji, partykularyzacji znaczeń i w efekcie – do zaniku sensu, który byłby nagrodą za wysiłek. Brak nagrody to zniechęcenie, wyłączenie mechanizmu kojarzenia i początek kooca – pustego ślizgania się wzrokiem po kolejnych liniach, przez kilkanaście sekund, przez te chwile dzielące czytelnika od nieuchronnego zamknięcia okna przeglądarki. [...] I właśnie w sieci potrzebuję żelaznej logiki, która pozwoli przetrwać – mnie, człowiekowi, nowemu człowiekowi, który jednak ograniczony jest przez swój własny mózg. Mózg nie obsługujący multita-skingu i wyposażony w podręczną pamięć zdolną do pomieszczenia kilku tylko danych. I nie rozumiem zupełnie w imię jakiej chorej idei miałoby się wymagad od poezji – czy literatury w ogóle – upodobnie-nia do przekazów czysto informacyjnych, do esemesów czy sloganów reklamowych. (Czerski 2005)