powinienem powiedzieć o tym, co wywołuje
i o tym, co utrwala w plecach sztywne klisze.
jest niewidzialny osprzęt i zgina mnie, jakbym
pozował. a tu obrót, druga strona spustu,

soczewka jako twarde podbicie tej mgiełki
antyrefleksu. mydlanych fioletów
i mdlących żółci. tego, co mąci źrenice,
co się pokrzywia ustom a ciało ustawia

trochę inaczej, ażeby zostało
za progiem, i w dodatku niżej, przykucnięte:
nie pełnoprawny gość w ich dobrych domach,
raczej pstrykacz-amator na rodzinnej stypie.

nie jemu pić na te nogi: pierwszą, drugą, całe
urządzenie, co wróży w potrójnym rozkroku:
ma fotografię zamiast delf holenderskich, greckich,
wróżenia z nazwisk, z fusów czcionki, z dna.