zimno w pokoju, pośpiech i twoje stukanie nie ułożone w rytm podróży: jest budzik i trzaski prostujących się mebli i szyby sztywna membrana nagłaśnia szelest kałuży dartej oponami. stop wszystko, niech wreszcie ruszy złość, wody płodowe odwilży. prędzej niech niedokończona nitka drogi dopłynie do źródła. bo świt, dojrzał pokój na pożar. nagła ręka na drzwiach ołówkiem zaznacza wzrost ognia przeciwko skrzyżowaniom, z których wczoraj budził klakson. wzbudzony, skoro jeszcze roisz |
|
się od czerwonych kartek czarnych ksiąg, gdy jeszcze trwa spis (a jeśli krótki, to spisek), gdy dla tych którym alkohol mikrofonu zatkał prawdziwe usta wznosisz inwersyjny pomnik, architekturę militarną: wielki porządek gdzie kolumny biegną przez dwa zapuszczone piętra: najpierw gardło potem język – to póki jęczysz o odjeździe |