...że zwierciadło pikuje powietrznym gościńcem,
ścieżką spiralną, splątaną jak oddech,
jak oddech rozdzieloną w zderzeniu (już dwa,
już osobne odłamki, łuski. z kuli, z oczu).

dopóki o tym nie wie, w obrocie rejestruje
szary tynk, potem żółty, z restauracją tyłem.
pustą od środka cegłę. zaślepione drzwi,
w oknach ochłapy blachy. rdzy napięte mięśnie.

szron się z nich sublimuje. uwzniośla. do muzyki
sfer niższych, choćby kraty wywichniętej z zawiasów
ciągniętej po betonie, w rogu chyba startej
do jej krwi: błysku czcionki z nieznaną literą.

żeby nikomu
pieśni taką czcionką.