Małgorzata Bogaczyk

Wszystko jest Tekstem?

Hipertekstualność jako nowe doświadczenie literatury

Multipoezja a poezja

1. Od niedawna poza typowymi chatami poetyckimi, jakie znajdujemy w większości serwisów literackich, w ramach najsłynniejszego do dziś pokoju „Poezja” w onet.pl, mamy do czynienia z projektem multi- wiersza, którego autorem jest Michał Zabłocki, tłumaczy on: „co drugi czwartek o godzinie dziewiętnastej razem z internautami siadamy do swoich komputerów i –nagle zbratani ponad setkami, a nieraz i tysiącami dzielących nas kilometrów- wspólnie… piszemy wiersz on-line”. Projektowi temu przyglądałam się przez pewien czas, i o ile w samym pokoju „Poezja” od kilku lat pojawiają się poza amatorami, internautami po prostu, także ciekawi poeci z roczników siedemdziesiątych, o ile dyskusja bywa tematyczna, staje się szybko rozmową o literaturze, o tym co aktualnie wydawane, tłumaczone, nagradzane, o tyle projekt cyber-poetycki Zabłockiego słusznie- złośliwie- podsumował Tadeusz Dąbrowski w szkicu Poezja w erze Wodnika[15]:

Multipoezja? Bańki mydlane- z zewnątrz kolorowe, w środku puste, infantylne i w gruncie rzeczy nie bardzo chyba szkodliwe. A przede wszystkim mdłe! Jedyna droga do uniwersalności wiedzie przez prywatność, jednostkową szczerość, nie przez ranking. Jako krytyczny obserwator zjawiska postuluję taką oto, ponowoczesną, mutację starego powiedzonka: Wyjść jak Zabłocki na multipoezji.

Kulturę współczesną oskarżano przez lata o bierność, o jej konsumpcyjny, masowy charakter, o najściślej pojęty kicz, czyli odtwarzanie, odpowiedzią na takie zarzuty mogłaby być literatura hipertekstowa. A sławna, i nieco przesadnie formułowana McLuhanowska krytyka kultury druku mogła okazać się dla hipertekstualności pomocną [17]. A jednak to właśnie Internet stał się zarówno niszą amatorów- poetów, jaki i miejscem autentycznych wydarzeń literackich. Przeciwko licznym stronom debiutujących w Internecie poetów („fala” roczników osiemdziesiątych) przemawia to, co przemawia często w obiegowym rozumieniu przeciwko poezji w ogóle, i –chcę podkreślić- nie wydaje się, aby coś więcej. Poezja publikowana w Internecie podlega tym samym prawom krytyki, co publikowana w prasie literackiej i antologiach. Równie często jest to literatura zła (nie częściej!) i równie często dobra (niestety nie częściej). Ten sloganowy zarzut przypomniał Adam Zagajewski w eseju Przeciwko poezji[18]:

Co przede wszystkim przemawia przeciwko poezji? Zacznijmy od łatwych przykładów, od wierszy najzupełniej naiwnych, wierszy napisanych przez prowincjonalnych amatorów, emerytowanych urzędników pocztowych i damy nudzące się w ładnie urządzonych domkach (...)

Zagajewski, retor wysokiego stylu, zdaje się sugerować, że miejsce takiej twórczości, potrzebnej im zapewne do jakiejś formy autokreacji i wyrażenia własnej wrażliwości, jest jednak w ich prywatnej szufladzie. Internet tymczasem jest dla wszystkich twórców alternatywą, to szuflada otwierana przez innych, można w niej gromadzić teksty w postaci codziennych zapisków (blog), całych tomów poetyckich, MP3 dających możliwość odsłuchania utworu czytanego przez autora, a wreszcie zaproponować wspólny projekt hipertekstowy. Być może dlatego najczęściej otwieranym serwisem literackim jest „Nieszuflada”.

2. Innym typem amatorów-internautów-poetów są ci odwiedzający poetyckie chaty, biorący udział np. w projekcie Zabłockiego. Ich sposób funkcjonowania w sieci dobrze oddaje jeden z sieciowych wierszy, autorstwa trzech anonimowych (nick- pseudonim) osób. Tekst ten jest także credo przyjętym przez uczestników projektu i zapewne przepisem na multi-lirykę, czyli zakalec: Życie uczuciowe piłeczek pingpongowych: do niczego nie dążę/ bo wszystko dąży do mnie/nic nie potrafię/ bo inni robią wszystko za mnie/ nic nie posiadam oprócz satysfakcji/ nie mam początku ani końca/ jestem piłeczką obłędnie pingpongową.” Obłędne. Tych autorów zadowala zazwyczaj ich ignorancja, na chatach przewija się boleśnie szczera deklaracja ich nie oczytania. Czasami powtarzają slogan dekonstrukcjonistów: każde odczytanie jest nieodczytaniem, i na tym kończy się ich erudycja. Ta sytuacja przypomina uwagi Roberta Coovera o arogancji w dziedzinie gatunków powieściowych i w ogóle teorii literatury nawet wśród najciekawszych twórców hiperliteratury. To takich autorów miał na myśli Mark Amerika „afirmując” cyber-egzystencję: „Linkuję, więc jestem”. [19]

Komunikacja tego typu musi powodować wątpliwości, co do jej autentycznej interaktywności, uznanej przecież za fakt i za podstawową jakość strukturalną net-artu. Do uznania chatu za reaktywny typ komunikacji zbliżał się Sławomir Mrożek pisząc [20]:

Każdy uczestnik chatu jest zamknięty osobno i może pisać tylko jeden do drugiego. Już jeden do dwu naraz albo dwaj naraz do jednego jest niezbornym zajęciem, a większa ilość jednoczesnych krzyżówek, nawet przy udziale moderatora, przesuwa komunikacyjną efektywność w kierunku zera. Jest dodatkowo smutnym signum electronicum, że postać moderatora, która stanowić powinna o ciągłym wpływie pisma na słowo elektroniczne, o porządkowaniu chaotycznej dyskusji, jest często z jednej strony źródłem blokowania interakcji, z drugiej samowolnego kreowania przebiegu całej dyskusji.

Infantylizacja tego typu działalności literackiej w Internecie jest bezspornym i pogłębiającym się stanem. Byłby jednak metodologiczną naiwnością sprzeciw wobec nich, zdziwienie czy oburzenie. Na marginesie net-artu i sztuki hipertekstualnej pojawiają się przedsięwzięcia mniej udane, a nawet chybione. Poniekąd problemem, chociaż bardziej estetycznym, niż metodologicznym, jaki napotyka badacz literatury internetowej jest swoista wielorakość konkretnych serwisów. Przykładowo: jednym z najlepszych serwisów jest www.poema.art.pl, gdzie publikują wielu autorów wydających ważne książki poetyckie, a jednak strona serwisu otwiera się wierszykiem powitanym w mniej więcej takim brzmieniu: Witamy w naszym gronie Przybyłych wierszykiem,/ Który zaprezentuje grupy tematykę . „Tematyka grupy” to fragmentaryczny obraz autentycznie najlepszej młodej polskiej poezji, ale w jej sąsiedztwie czytamy wiersze bardzo złe, czy też multi-liryki. Tym jest Internet. Jedną z jego wirtualnych społeczności są poeci spotykający się na chatach, w ten sposób Internet postrzegamy jako kategorię realizującą nowe znaczenie uniwersalności. Nowa uniwersalność- pisał Pierre Levy- nie wynika już z samowystarczalności tekstów, stałości lub niezależności znaczeń, mniej istotnych, gdy zagłębiamy się w sieciach. Tworzy się i rozprzestrzenia dzięki wzajemnemu połączeniu wiadomości, ich stałemu kontaktowi z tworzonymi wirtualnie społecznościami, które nasycają je ciągle zmieniającym się bogactwem znaczeń. [22]

3. Mamy także trzeci typ strony poetyckiej, magazynu literackiego i odpowiadającą mu figurę autora. Prezentują je na pewno serwisy: „artpapier”, „zabudowa trawnika”, „poeci.com”, „fabrica”, „nieszuflada”, „Klub żółtego słonia”, „Stowarzyszenie Żywych Poetów”, a także wydania internetowe pism „Topos”, „Nowa Okolica Poezji”, „Odra”, „FA-art.”, wyjątkowymi blogami okazały się projekty Wojciecha Giedrysa (literacki.blog.pl) i Radosława Wiśniewskiego (jurodywij.blog). Na łamach tych pism, na ekranach komputerów kreowany jest obraz polskiej literatury ostatnich lat.

Za najtrafniejsze uważam porządkowanie stron według ich autorów- czy są nimi sami twórcy czy pośrednicy, i dalej, czy pośrednikami są oficjalne serwisy poetyckie, wydawnictwa literackie, czy wreszcie badacze literatury, rzadziej badacze Internetu (to ciekawe, że teoretycy literatury nie są ignorantami w dziedzinie hipertekstualności, a badacze Internetu często o niej nie wiedzą). Wymienić chciałabym tutaj stronę Cezarego Domarusa na http://www.free.art.pl/domarus.Jest to strona, której ideą jest sama interaktywność. Dlatego możliwość czytania wierszy, prozy i tekstów krytycznych Domarusa przesłonięta jest informacjami o nim samym, możliwością podjęcia rozmowy na chacie. Poszczególne linki na stronie dotyczą Domarusa, jego poglądów literackich, politycznych, towarzyskich, już ich tytuły świadczą o poziomie tego dyskursu, np. Pokemony kultury.

Zupełnie inny charakter ma strona Mariusza Grzebalskiego, także prowadzona przez samego poetę. Strona www.free.art.pl/grzebalski jest pozbawiona wielu technicznych ozdobników, w rzeczywistości nadaje znaczenie samym zamieszczonym tu tekstom, jest to spotkanie z twórczością Grzebalskiego, nie z Grzebalskim, czego de facto interaktywność komputera i tak nie jest w stanie zapewnić. Podobny charakter ma bardzo dobra, oferująca ciekawą czołówkę, dużą ilość linków i  ciągle modyfikowana strona poetki Ewy Sonnenberg - www.sonnenberg.art.pl. Przewyższa jednak inne strony autorskie projekt oferowany przez Biuro Literackie. Ta „fabryka” najlepszych poetyckich książek młodych autorów, wydawnictwa, festiwalu poetyckiego, instytucji kulturalno-literackiej, wreszcie- poetyckiego serwisu internetowego, proponuje na www.biuroliterackie.pl strony autorskie poetów przez Biuro wydawanych i promowanych.

Innym zjawiskiem są wspomniane już strony prowadzone przez pośredników, takie mają n.p. Stanisław Lem, Wisława Szymborska, Stefan Chwin, Stanisław Barańczak, Adam Zagajewski, Ryszard Kapuściński, swojego bloga ma np. Ernest Bryll. Wśród tych stron są takie, które prowadzą specjaliści, częściej czytelnicy, jeszcze inna część powstaje na zamówienie wydawnictwa, jak www.milosz.pl, prowadzona przez webmasterów wydawnictwa Znak. Olbrzymia jest liczba stron prowadzona przez przysłowiowych licealistów- tu powtarza się fascynacja Jasnorzewską-Pawlikowską, Herbertem, Miłoszem, Różewiczem, Stachurą czy Wojaczkiem. [23]

Chciałam zaryzykować tutaj myśl, że w Internecie i dla Internetu, dla użytkownika serwisów literackich publikowana jest duża część tego, co w polskiej młodej literaturze najlepsze. Rodzaj dyspozycji, którą przyjęło się nazywać talentem obowiązuje i tutaj. Talent pozostaje ostatecznie cezurą i wobec białej kartki papieru, i wobec interaktywnego obrazu komputera. Podsumowując: w samej sieci istnieje opozycja wobec hipertekstualności nie realizującej idei jej pierwszych teoretyków, nie będącej metanarracyjnym poszukiwaniem, ustanawianiem nowych jakości, a tylko grą. Właśnie twórczość poetycka i wymagania jej stawiane najtrafniej wykorzystują, a jednocześnie demitologizują i odsłaniają braki hipertekstualnej literatury.